Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że życie jest zasobem stałym i ograniczonym, jak woda, opał czy powietrze? Załóżmy, że od początku znanej nam historii istnieje dokładnie tyle samo życia co w chwili teraźniejszej, bywa tylko inaczej dzielone przez konkurujące ze sobą grupy. I w żadnym wypadku nie chodzi tu wyłącznie o ludzi, ale o wszystkie istoty żyjące – ludzi, zwierzęta i rośliny.
Wyobraź sobie, że o bogactwie i prestiżu społecznym decyduje nie materialny stan posiadania, ale ilość szczegółów wskazujących na wykształcone umiejętności i techniki. Do wielu z nich przyporządkowane są mity. Im więcej mitów przechowuje Twój ród w pamięci przekazywanej z pokolenia na pokolenie, tym większym szacunkiem cieszysz się wśród swoich.
Spróbuj pomyśleć o własnym domu, jak o przestrzeni zamieszkanej przez żywych i umarłych, widzialnych i niewidzialnych, przy czym żywi nie muszą wcale dawać się dostrzec, a zmarli nieraz chętnie wychodzą z cienia. To nie jest opowiastka o duchach, która ma przerazić rozbawioną kompanię przy ognisku. Prawdziwą obawę wywołałaby wieść, że przodkowie odeszli; kto jeśli nie oni czuwałby odtąd nad domownikami?
Ciężko pisać o podobnych sprawach, kiedy dom płonie, a na jego zgliszczach wypasa się bydło, sadzi się soję oraz inne rośliny, które mają posłużyć za biopaliwa. Kiedy wybierano Jair`a Bolsonaro na prezydenta Brazylii przebywałam jeszcze w Amazonii, a mówiąc dokładniej – w Amazonii peruwiańskiej, gdzie lokalne konflikty o ziemię, koncesje wydobywcze czy budowę hydroelektrowni pochłaniają większość uwagi zarówno miejscowych, jak i przyjezdnych. Falę niepokoju dawało się za to już odczuć na uniwersytecie w Limie, zwłaszcza wśród studentów i wykładowców antropologii, którzy w znacznej części za swoje życiowe zadanie przyjęli uparte próby – po pierwsze zdania świadectwa, a po drugie – prowadzenia mediacji pomiędzy własnym państwem a jego rdzenną ludnością.
Aktualnie mogę tylko patrzeć na nagłówki donoszące o kolejnych pożarach lasów deszczowych, które jeszcze niedawno zaczynały po raz pierwszy opierać się dalszej rabunkowej eksploatacji ziemi. Świat reaguje – przynajmniej w mediach – na tę dymiącą katastrofę. Zewsząd słychać wiele krzyków wzywających do ochrony przyrody czy też do poszanowania praw ludności rdzennej. Równie głośno wypowiada się także część społeczeństwa Brazylii, która w imię postępu ekonomicznego żąda włączenia jak największych terenów Amazonii w obszar działań narodowej gospodarki.
Media w różnych krajach pokazują zdjęcia protestujących Indian w tradycyjnych strojach, które dla przeciętnego odbiorcy po drugiej stronie świata wyglądają jak kolorowe pióra i barwy wojenne z książeczek dla dzieci. Niezliczone artykuły trąbią o wymieraniu „zielonych płuc Ziemi” sugerując, że Amazonia produkuje tlen dla całej planety. Niemal wszystkie środki przekazu traktują zaś Amazonię jak jeden zwarty i zielony las, w którym przy każdej ścieżce występuje podobna roślinność, a nad każdą rzeczką ludność żyje i myśli w podobny sposób, z uporem maniaka odrzucając dary zachodniej cywilizacji.
Dlatego moim zdaniem nadszedł czas, aby podpalić koncept „Amazonii” jaką znamy i kochamy – a która odzywa się w naszych głowach ciepłym tonem Krystyny Czubówny, malowniczymi opowiastkami Cejrowskiego, a ostatnio też mistycznym głosem Beaty Pawlikowskiej. Jeżeli puszcza południowoamerykańska płonie, a jej koniec jest bliski, powinniśmy przynajmniej wiedzieć, z czym przyjdzie nam się pożegnać. Nie będą to „płuca Ziemi”, ani „dzieci świata” ani też „zielona świątynia”. Będzie to niezwykle bogate continuum rozciągające się pomiędzy naturą i kulturą, którego różnorodność – zarówno biologiczna, jak i społeczna – powoli zanika w kontakcie z ekspansją zachodniej cywilizacji.
Kiedy zaczęłam myśleć o pisaniu bloga, który krok za krokiem odsłaniałby moje doświadczenia, obserwacje i przygody z prawie półrocznego pobytu na wymianie studenckiej w Peru, nie zamierzałam być może zabierać się do tego tak poważnie. Amazonia była moją pasją od dziecka – od pierwszych lektur w rodzaju wspomnień Arkady`ego Fiedlera czy serii „Tomków” Alfreda Szklarskiego – aż po „Smutek tropików” Claude Levi-Straussa. Uwielbiałam wszystkie historie o odmianach manioku, polowaniach na jaguary i potężnych wodach królowej rzek. Jednak zwłaszcza wydarzenia ostatnich miesięcy po stronie brazylijskiej nie pozwalają potencjalnemu autorowi na szukanie kryjówki w bezpiecznej sferze mitu. Postaram się zatem opowiedzieć o Amazonii takiej, jaką poznałam – gdzie różne siły oraz idee toczą nieustanną walkę o strefy wpływów, a sam mit coraz dosłowniej zyskuje swoją cenę.