Wspominałam już, że Amazonia była moją pasją od podstawówki? Nie pamiętam, co było pierwsze – „Tomek u źródeł Amazonki” Szklarskiego czy „Ryby śpiewają w Ukajali” Fiedlera. Wiem tylko, że chociaż czytałam wtedy książki podróżniczo-przygodowe o wszystkich stronach świata, Amazonia natychmiast zaczarowała mnie w sposób szczególny. Żadna z opisywanych krain nie zawierała takiego bogactwa i nasycenia zmysłów, tajemnic ukrytych w wilgotnym parującym gąszczu oraz malowniczej panoramy obyczajów ludzi – zupełnie innych, lecz obdarzonych własnym poczuciem mądrości i moralności. Gdy miałam dziewięć lat opanowało mnie kompletne, dojmujące pragnienie, aby pojechać – najlepiej od razu na zawsze – do tej niezmierzonej puszczy, która w filmach dokumentalnych rozlewa się pod kołującą awionetką jak zielony, kipiący życiem ocean, osiąść nad brzegiem jednej z tych rzek przypominających stalowe i piaskowe węże majestatycznie pełznące wśród koron. Żyć prosto – trzeć maniok, uczyć się zielarstwa, łowić ryby.
Zupełnie nieświadomie jako mała dziewczynka odtworzyłam dokładnie te same mity, które napędzały wyobraźnię dawnych odkrywców, XVI-wiecznych władców przyszłych potęg kolonialnych, a następnie osadników i konkwistadorów. Dla ówczesnej Europy Amazonia zdawała się być odzyskanym Edenem, miejscem, gdzie drapieżność cudownie współgra z absolutną niewinnością, niejako znosząc się nawzajem w sztuce codziennego przetrwania. O takich wrażeniach świadczą listy Kolumba zachowane z pierwszych wypraw, a także zapiski licznych misjonarzy, którzy w ciągu paru dekad od momentu spotkania światów dotarli na Antyle oraz do północnych wybrzeży kontynentu.
Dalsza eksploracja oraz kolejne, sięgające coraz głębiej wyprawy przyczyniły się do rozwoju wyobrażeń wręcz fantastycznych. Opowiadano o tajemniczych bestiach i istotach zasiedlających odległe połacie lasu. To nie przypadek, że największa rzeka świata otrzymała imię mitycznej wojowniczki. Sytuacja, która najprawdopodobniej zdecydowała o godności Amazonki została opisana w dzienniku 1 mnicha Gaspara de Carvajala, jednego z towarzyszy Francisco Orellany, który jako pierwszy spłynął Amazonką. Dziennik ten był jednym z tekstów, który wraz z szerokim gronem studentów z różnych krajów analizowaliśmy w oryginale podczas zajęć z etnografii w Limie. Według zapisków, mniej więcej na wysokości dopływu río Negro nastąpił atak grupy osób o długich włosach, przyodzianych w „spódniczki”. Osoby te strzelały z łuków siedząc lub stojąc na czółnach. W oczach konkwistadorów wyglądały jak kobiety, za spódniczki uznali zapewne przepaski biodrowe wykończone trawą. Czy były to istotnie kobiety? Trudno powiedzieć. Chociaż w większości plemion amazońskich wojaczką zajmowali się mężczyźni, żony często towarzyszyły im podczas wypraw. 2 Tamtego dnia południowoamerykańska rzeka otrzymała imię zaczerpnięte wprost z europejskiej kultury antycznej. Dla ludności rdzennej była i wciąż jest przede wszystkim wężem – matką – stworzycielką, najpotężniejszą anakondą.
Po stworach przetransportowanych z europejskich legend na nowy podatny grunt, przyszła kolej na mit, który zyskał największą sławę, rozpalając wyobraźnię i żądze przez stulecia. Mowa oczywiście o El Dorado, ale także o krainie Meta, Paititi, złotych miastach, skarbach ukrytych przez Inków i wszelkich bogactwach strzeżonych przez samo licho leśne. Wiele wypraw przepadło bez wieści w puszczy, wykończonych przez choroby, głód i „otoczenie” rozgniewane wtargnięciem na swoje podwórko. Wiele powieści dla młodzieży i dorosłych smarowało tryby akcji złotem Inków, podsypując szmaragdów do pieca. Nakręcono sporo filmów, sfabrykowano mnóstwo teorii. Proces ten, choć zdecydowanie wytracił już impet, wciąż jeszcze nie został zakończony. Tymczasem pośród wszystkich tych opowieści o fortunie zagubił się ich początek. Mityczny El Dorado nie był wcale złotym pueblem ukrytym w dżungli – był człowiekiem.
Według zachowanych źródeł 3 , chodziło o wodza imieniem Anguaillo, jednego z kacyków plemienia zamieszkującego dzisiejsze pogranicze Peru i Ekwadoru. Trudno stwierdzić na pewno, kto odpowiadał za rozpowszechnienie legendy – konkwistador Alonso de Alvarado, który jako pierwszy dotarł do brzegów rzeki Marañon – czy też Sebastian Belalcazar – założyciel miasta Quito. Wieść głosiła że w głębi interioru żyje wódz, który codziennie po kąpieli nacierany jest złotym pyłem. Współcześni historycy nie są tutaj zgodni – niektórzy uważają, że El Dorado było raczej nazwą danego regionu, od którego kacyk wziął swój przydomek. Łatwo sobie jednak wyobrazić do jakiego stopnia takie pogłoski musiały rozpalać fantazję w XVI wieku w Nowym Świecie.
W tym miejscu warto też dodać, że złoto nie stanowiło celu pierwszych rozgorączkowanych ekspedycji – na początku poszukiwano innej bonanzy, jaką stanowił cynamon. Aby odkryć miejsca występowania drzew canela organizowano wyprawy i podbijano nowe terytoria. W latach 30` XVI w. wyścig po aromatyczną roślinę stał się prawdziwym instrumentem w walkach o lokalne wpływy polityczne.
Było to naturalną konsekwencją faktu, że do spotkania Światów doprowadziło poszukiwanie nowego szlaku handlowego, który skracałby transport przypraw z Dalekiego Wschodu. Konkurencja zaś stanowiła naturalny czynnik historycznego rozwoju wśród ludzi bardziej zainteresowanych zrobieniem kariery niż podziwianiem egzotycznych krajobrazów. Jak sugeruje Juan Gil w trzecim tomie3 swojego dzieła poświęconym mitologii odkrycia Ameryki, już w kolejnych dekadach miejsce niepiśmiennych żołdaków obeznanych ze szpadą zajęli osobnicy zwykli walczyć raczej piórem. Wraz z szybką kolonizacją regionu Antyli stereotypowego konkwistadora zastąpił księgowy i przedsiębiorca, któremu przygody przytrafiały się raczej niejako na marginesie niedoskonałych planów kreślonych w kajecie przy biurku. Dlatego kiedy dziś myślimy o pierwszych szalonych wyprawach do amazońskiego interioru – po złote miasta, syreny i sławę – pamiętajmy, że pozwoleń i funduszy na ich organizację udzielali ludzie nawykli do „rachowania na zimno”. Ciekawość świata z pewnością odegrała rolę w niejednej ekspedycji, jednak nie mniejszą niż odkrycie zamożności Tawantinsuyu – czyli państwa Inków w latach 30-tych. Był to moment, w którym kolonie kwitnące w sielskim regionie Antyli zdały sobie sprawę z ryzyka zepchnięcia na pozycję marginalną w międzynarodowym handlu. Poszukiwanie bonanzy w zielonym gąszczu stanowiło zatem nie tylko pogoń za fantazjami – szukano przede wszystkim „nowego Peru” o zasobach pozwalających przeważyć szale pozycji na tworzącym się globalnym rynku.
Tekst ten nie może oczywiście wyczerpać tematu rozwoju mitologii wokół „Nowego Świata”. W miarę opisywania kolejnych zagadnień będę jednak powracać do niego bardzo często. W tym miejscu chcę zaledwie zarysować dalekie rozbieżności w wyobrażeniach, które co prawda zmieniły się na przestrzeni kilku stuleci, ale wciąż pokutują w innej formie.
- Carvajal, Gaspar de (1546); Descubrimiento del río de las Amazonas; Medina, Jose Toribio, 1894.
- Staverlynck, A. (2005). To What Extent Were Amazon Women Facts, Real or Imagine, of Native Americans? Etnohistory 52:4, 2005.
- Gil, J. (1989). Mitos y utopías del descubrimiento; 3.El Dorado. Allianza Universidad, Madrid.